top of page

Wątki stałe

Jak pisałam w poprzedniej notce moje inspiracje i wątki stylowe są bardzo różnorodne i rozbudowane. Jednak, mam też dość silną potrzebę porządkowania i zamykania wszystkiego w pewne ramy i reguły. Pozwala mi to z jednej strony na pewną spójność a z drugiej na automatyzację wyboru w wielu kwestiach, co jest sporym ułatwieniem.

Bardzo często spotykam się z pomysłem robienia stroju przez dodatki- ubierania się w miarę spokojnie i jednorodnie, i dobierania do tego mocnych elementów jak biżuteria, buty czy torebki. Robię zupełnie odwrotnie. Moje dodatki stanowią zazwyczaj niezmienny wątek garderoby, motyw przewijający się między różnymi często bardzo z innymi zestawami.


Przede wszystkim głowa: fryzura, makijaż i okulary konstruują pewien rodzaj komiksowej postaci. Mam dość mocno azjatycką urodę i kiedyś bardzo tego nie lubiłam. Starałam się makijażem, okularami i fryzurą zneutralizować skośne oczy i pucołowatą twarz. Moje okulary były prostokątne i bez oprawek, włosy długie, używałam jasnych, świetlistych cieni. Zrozumiałam jednak, że nigdy nie będę wielkooką dziewczyną o subtelnej, pociągłej buzi i wyraźnych kościach policzkowych, więc nie ma sensu takiej udawać i tak nie będę w tej konkurencji lepsza od tych, które mają tak z natury. Obcięłam się więc na grzybka- typową fryzurę japońskiego chłopca od co najmniej 100 lat i kupiłam nowe okulary. Ich kształt jest absolutnie sprzeczny z poradami typu: jakie okulary do jakiego kształtu twarzy. Moja twarz jest wielka i okrągła i moje okulary są wielkie i okrągłe przez to moja twarz wydaje się jeszcze bardziej wielka i okrągła i ja myślę, że to jest fajne. Zmieniałam je jeszcze w czasach, kiedy wybór szalonych hipsterskich okularów nie był szczególnie duży, a na pewno nie było nic tak ogromnego jak bym chciała. Kupiłam, więc okulary przeciwsłoneczne- a jakże Ray Bany- i poprosiłam o wstawienie do nich korekcyjnych szkieł. Bardzo polecam to rozwiązanie okularnikom szczególnie tym z dużą wadą- komfort widzenia prawie pełnej panoramy zamiast wąskiego kadru z przodu wart jest kilku okrzyków „ej! Patrz jakie wielkie bryle!” na ulicy. No i okulary przeciwsłoneczne podlegają sezonowym obniżkom, a korekcyjne raczej nie.


Mój makijaż też jest mniej więcej stały- to znaczy zimą, wiosną i jesienią. Latem się po prostu nie maluję. Lubię efekt bladej, matowej, porcelanowej cery z uróżowionymi policzkami. Taki lalkowy i nienaturalny, dlatego mimo, że mam prawie idealną cerą robię dość mocny makijaż bardzo kryjącym podkładem i profesjonalnym matującym pudrem. Poza tym zazwyczaj mam widoczną, ale nie bardzo grubą kreskę na powiece, która podkreśla kształt moich oczu i usta umalowane matową szminką z konturówką w mocnym kolorze. Nie robię żadnych innych eksperymentów- ten makijaż jest dla mnie stałym elementem mojego wyglądu i nie chcę go zmieniać.


Moim wątkiem stałym jest również biżuteria. Do wszystkich zestawów, do których pasuje (i kiedy nie mam muchy) noszę moją żarówkę- którą widać w poprzedniej stylizacji. W ogóle się z nią nie rozstaje. Ma pewne zastosowanie praktyczne- świeci w ciemności. Poza tym jest dla mnie po prostu ważna i znacząca. Poza nią mam kilka par kolczyków, ale mam alergię na wszelkie metale, więc zakładam je rzadko i od święta, bo bardzo się w nich męczę. Mam też jeden etniczny naszyjnik do jednego zestawu i do niego bransoletkę i jeden pasujący do wszystkiego, ale bardzo strojny pierścień z kameą. To wszystko.


Buty mam zazwyczaj jedne na jedną porę roku. Muszą być czarne lub białe, klasyczne, ale z pewnym pazurem i pasować do wszystkiego. W poprzednim poście są moje buty na większość sezonów poza zimą i upalnymi dniami lata. Akurat takie mam jeszcze białe i czerwone- w tym typie obuwia mogłabym chodzić cały czas gdyby pogoda pozwalała. W tej stylizacji są moje buty na późną jesień, albo mało zimną zimę- na czas kiedy woda zaczyna wlewać się do moich wiedenek. Nie lubię ich, aż tak bardzo, bo nie odsłaniają kostki (ale kiedy by odsłaniały nie spełniałyby swojej funkcji) i są trochę zbyt udziwnione, ale już je zaakceptowałam. Naprawdę trudno jest znaleźć sznurowane trzewiki, które jednocześnie byłyby płaskie, ale nie miały w sobie nic z glanów czy butów na motocykl. Wąsy z wiedenek z poprzedniego zestawu wędrują zaś między butami i doczepiam je również do tych, ale w mniej klasycznych zestawach- tutaj zaburzałyby styl całości.


Torebkę mam już ortodoksyjnie jedną na co dzień i ewentualnie jakieś maleństwa na wieczny wieczór, który nigdy nie następuje, bo nawet do opery zazwyczaj idę prosto ze szkoły, pracy czy podróży. Jest to torba lekarska ze sklepu z akcesoriami medycznymi. Mam na nią 25 lat gwarancji, jest super bezpieczna jeśli chodzi o kradzieże, bo bardzo trudno i hałaśliwie się otwiera, jak i jeśli chodzi o napady, bo nawet pusta jest potwornie ciężka i można nią nieźle przywalić, jak i jeśli chodzi o nagłe potrzeby znalezienia w niej czegoś, bo jest sztywnym kufrem i po otwarciu wszystko co w niej jest dobrze widać. Spełnia moje wymogi oryginalności i neutralności- również płciowej. Jeśli chodzi o buty i torebki mam taką zasadę, że powinny wyglądać tak, żeby bez żenady mógł je założyć facet. Mam wrażenie, że takie dodatki wyglądają porządniej i solidniej.


Na końcu o tym co tam wyżej mam na sobie. Bardzo lubię kolor czerwony i niepewnie czuję się gdy nie mam go na sobie ani trochę. Tam jest go znacznie więcej. Rzadko noszę spodnie, bo czuję się w nich trochę przebrana, ale ten zestaw zakładam gdy chcę się poczuć pewnie. Założyłabym go zapewne na rozmowę o pracę, albo na pierwszą próbę z nowym zespołem. To szczyt powagi i klasyki na jaki mogę się zdobyć, chociaż zdaję sobie sprawę, że w tym stroju jest też coś cyrkowego. Zarówno spodnie w kratkę burbery jak i czerwony komplet marynarki z kamizelką są wełniane i z ciuchlandu, muszka też. Koszula jest z Mango, a beret z bazarku. Bardzo chciałabym kiedyś upolować spodnie w identycznym odcieniu wełny- miałabym wtedy pełny czerwony garnitur- na pewno czułabym się w nim fenomenalnie.


A kot ma na imię Bazyl.



bottom of page